ale mamy już jeden taki film, który chwyta za serce to Lilja 4-ever.
I trudno tutaj uciec od porównań. Film Moodyssona wypada znacznie lepiej. Oba obrazy są wstrząsające ale i momentami łudząco podobne. Może dlatego że podobnych schamatów - handlu żywym towarem są tysiące na świecie.
"Masz na imię Justine" to film dobry, byłby bardzo dobry gdyby nie uprzedzająca go Lilja 4-ever z 2004 roku. A tak, warto zobaczyć dla Cieślak.
7/10
Lilja 4-ever jest zdecydowanie lepszym filmem. Na "Masz na imię Justine" trochę się wynudziłem.
Może z tym nudzeniem to nie tak.
Jesteśmy przyzwyczajeni do filmów szybkich. Filmy sensacyjne czy filmy
akcji odpowiednio dopieszczone efektami specjalnymi oferują nam dobra
rozrywkę. Nawet siedząc wygodnie w fotelu w domowym zaciszu jesteśmy tak
zaabsorbowani scenami, że chcemy czy nie zapominamy o otaczającym nas
świecie.
Film taki jak ten, poprzez elementy jakby się mogło wydawać nudne, oferuje
nam a właściwe wymusza na nas chwilę zadumy nad wielorakością ludzkich
postaw.Podejrzewam że służą temu sceny np. pozostawiania Justine samej
sobie, w opuszczonej kamienicy, gdy nowi jej "właściciele" próbują ją
"ułożyć" po swojemu.
Bo nie wiem, czy w normalnych warunkach taki scenariusz znajduje często
miejsce.
Sprzedane dziewczyny, rzadko są zostawiane same sobie bez jedzenia i picia,
przecież są od tej chwili drogim towarem który ma zarabiać.
Film niewątpliwie trafia w sedno dzisiejszych problemów i jest filmem
niewątpliwie psychologicznym.